I'm not a robot

CAPTCHA

Privacy - Terms

reCAPTCHA v4
Link



















Original text

Osoby podatne na współuzależnienie nie tylko uparcie trzymają się relacji, które je niszczą, ale też pilnie unikają tego, co mogłoby ułatwić ich sytuację – na przykład pomocy bliskich i psychoterapii. Zwracają się do psychologa ze skargami na to, co dzieje się w ich związku lub szukają pomocy w przeżyciu bolesnego rozstania, ale często uciekają, gdy odkrywają, że będą musieli przenieść uwagę na własną osobowość swojego partnera jako osobę wyjątkowo nieszczęśliwą, która potrzebuje ich miłości i opieki, nawet jeśli mówimy o molestowaniu. Zwalniają partnera z odpowiedzialności, postrzegając go jako nierozsądne dziecko, do którego po prostu trzeba się zbliżyć. I oczywiście nie zdają sobie sprawy, jaki wkład sami wnoszą we wzmacnianie istniejącego niezdrowego systemu relacji. Straszna prawda, do której współzależni ludzie tak bardzo boją się przyznać, jest taka, że ​​nie mogą kontrolować zachowania swojego partnera. Oznacza to, że w każdej chwili mogą spotkać się ze stratą. Osoby podatne na współuzależnienie dorastają w rodzinach dysfunkcyjnych, dlatego rola ratownika/rodzica jest dla nich naturalna. Przyzwyczaili się do poczucia potrzeby poprzez opiekę nad „problematyczną” osobą bliską: niesamodzielną, chorą psychicznie, infantylną. Przyzwyczailiśmy się też do życia w nieprzewidywalności i strachu: zachowania osoby uzależnionej lub z zaburzeniami psychicznymi nie da się przewidzieć, dlatego trzeba być przygotowanym na wszystko. Okresy spokoju i dobrego samopoczucia zastępuje straszne doświadczenie katastrofy i strach przed stratą - ważnego dorosłego i relacji z nim. Dla psychiki dziecka ta strata jest zbyt miażdżąca, aby się z nią pogodzić. Dorastając, tacy ludzie zachowują podobne katastrofalne postrzeganie utraty znaczącej osoby. Po prostu nie wierzą, że uda im się to wytrzymać. Dlatego strata przeraża ich bardziej niż perspektywa nieszczęśliwego związku, a nie zagrożenie dla zdrowia psychicznego, a nawet fizycznego. Niemożność zaakceptowania straty leży również u podstaw „utknięcia” w bolesnych doświadczeniach po rozstaniu. Aby przetrwać to wydarzenie, człowiek musi je opłakiwać. Jednak pracę żałoby utrudniają wewnętrzne negocjacje: osoba nadal pielęgnuje nadzieje na przywrócenie relacji, szukając swoich błędów i możliwości ich naprawienia. Nadal wierzy, że może odzyskać kontrolę nad sytuacją, jednak kluczem do rozwiązania problemu jest uświadomienie sobie swojej bezsilności. Osoby współzależne biorą pełną odpowiedzialność za to, co dzieje się w związku. Rozumują w ten sposób: „Gdybym zachował się inaczej…”, „Po prostu nie mógłbym przekazać swojej miłości partnerowi”. Zgadzają się ponieść ten ciężar winy tylko po to, aby nie zmierzyć się z faktem, że nie mogą wpłynąć na zachowanie bliskiej osoby. To nie jest tak straszne, jak przyznanie się, że partner sam dokonał wyboru (i nie został do tego zmuszony), że ma swobodę nie kochania i nie doceniania tej, której na nim zależy. Konieczność zwrócenia partnerowi odpowiedzialności za to, co się stało jest trudnym sprawdzianem i chwilą prawdy w psychoterapii osób współuzależnionych. Zwykle z całych sił starają się usprawiedliwić swojego partnera, stając w ten sposób w opozycji do bliskich, którzy są zainteresowani ich dobrem, do psychologa i do własnej, traumatycznej części, która potrzebuje pomocy. Ich nawyk ignorowania własnego dyskomfortu jest częścią mechanizmu obronnego, który pozwala im przymykać oczy na rzeczywistość. Są gotowi odrzucić prawdziwą pomoc, aby uniknąć stanięcia twarzą w twarz z bezsilnością. I tylko robiąc krok w jego stronę, osoby współuzależnione mają szansę przetrwać stratę i nie załamać się.