I'm not a robot

CAPTCHA

Privacy - Terms

reCAPTCHA v4
Link



















Original text

Od autora: Artykuł poświęcony jest problematyce realizacji swoich pragnień i wzięciu odpowiedzialności za samorealizację. W praktyce dość często mam do czynienia z sytuacjami, w których klient nie może lub nie chce deklarować i realizować swoich pragnień. Osoby wokół ciebie mają prawo odgadnąć, jak zrobić dobrze tym ludziom. Co więcej, zawsze dają innym przewagę, czyniąc za nich dobre uczynki, mając nadzieję na odpowiednią reakcję. Czasami dają wskazówki dotyczące swoich potrzeb. Okazuje się jednak, że inni ludzie są najczęściej zajęci sobą i nawet nie próbują zrozumieć „co autor chciał powiedzieć” na temat niewypowiedzianych pragnień. Ponadto osobom tym często trudno jest powiedzieć nawet sobie: „Chcę to dostać”. W związku z tym, jeśli pragnienie nie zostanie sformułowane, nie można go zrealizować, a osoby wokół ciebie po prostu nie mają szans. Zabawnie jest patrzeć, jak dwójka tak podobnych ludzi wchodzi w interakcję. Nagromadzone, niewypowiedziane i niezaspokojone potrzeby często wywołują stan chronicznej resentymentu do świata. Najdumniejsi nie obrażają się, lecz przymierzają koronę męczeństwa. Dla mnie ta historia opowiada o nieskończonym zaufaniu wszechświata. Najwyraźniej coś w tym jest: to nie przypadek, że we wszystkich kulturach istnieją bajki o magicznych różdżkach, lampach i innych bytach, które spełniają życzenia swojego właściciela, bez żadnego wysiłku z jego strony. We wszystkich tych baśniach bohaterowie mają szczęście i przypadkowo znajdują ten magiczny przedmiot, który radykalnie zmienia ich życie. Co zaskakujące, większość moich klientów z niewypowiedzianymi pragnieniami uważa się za szczęśliwców, bez względu na to, jak potoczy się ich życie. Jeśli mieli coś dobrego, to tylko dlatego, że mieli szczęście. Nie cenią zdobytych osiągnięć. W czasach studenckich jeden z moich znajomych napisał „Monolog zmarłego astronauty”: „Zawsze byłem szczęściarzem. Zostałem przyjęty do Wyższej Szkoły Astronautyki, choć była tam ogromna konkurencja i niewiele różniłem się od innych kandydatów. Po ukończeniu studiów przydzielono mnie do najciekawszego miejsca, w którym odbywały się najciekawsze loty. Powierzono mi kontrolę nad najbardziej zaawansowanymi statkami. Wylądowałem na planetach, na których nikt przede mną nie mógł wylądować. Zawsze wracałem. I tylko jedna myśl nie daje mi spokoju: jakim niesamowitym frajerem okazał się konstruktor tego spadochronu, który nie otworzył się podczas mojego ostatniego lądowania. Jego pech okazał się silniejszy niż moje szczęście. Jeśli nie jesteśmy zainteresowani zrobieniem czegoś dla siebie na własną rękę, pozostaje nam tylko jedno – zaufać tej wewnętrznej esencji nas samych, która wie, jak znaleźć magiczne różdżki w otaczającym nas świecie. Paradoksalnie ta wewnętrzna istota, rodzaj osobowego Boga, ożywa dopiero wtedy, gdy człowiek zaczyna pracować nad sobą i swoim życiem. „Szczęściarzem jest ten, któremu się poszczęściło».