I'm not a robot

CAPTCHA

Privacy - Terms

reCAPTCHA v4
Link



















Original text

Dziś tysiące publikacji opowiada o chorobach duszy i ciała, jednak w ostatnich latach popularny stał się temat wpływu procesów psychicznych na choroby fizyczne. Jak mówią ludzie: „wszystkie choroby mają swoje źródło w nerwach”. Z jednej strony niezaprzeczalny jest wpływ psychiki na cały organizm – od chorób skóry po zmiany w strukturze tkanek, z drugiej jednak strony dokładna diagnoza takiego wpływu pozostaje kwestią otwartą. I ogólnie rzecz biorąc, być może staje się to „łatwym sposobem” na uniknięcie odpowiedzialności lekarza za skorygowanie leczenia, które nie zostało całkowicie przepisane z sukcesem lub, co gorsza, choroba w ogóle nie występuje tam, gdzie była poszukiwana. Na przykład jeden z moich znajomych cierpiał przez sześć miesięcy na ataki bólu zęba, co doprowadziło go do skoków ciśnienia krwi, poszedł do różnych lekarzy, a oni podnieśli ręce i mówili, że wszystko minie, nie znalazłeś jakiekolwiek zapalenie, za bardzo się tym przejmujesz – lecz swoje ciśnienie krwi. A potem, żeby wykluczyć wszystkie czynniki, zdecydowałam się jeszcze raz udać się do lekarza, aby wypełnić bardzo drobną dziurę w zębie i jak myślicie, okazał się to - oczywiście ukryty proces zniszczenia i rozkład. Jak myślisz, co mój przyjaciel powinien był zrobić w tej sprawie? Czy powinnam nadal odwiedzać lekarzy? Dla kogo, kardiologa, proktologa? A może jego ataki bólu miały podłoże seksualne, jak stwierdził jego znajomy psycholog? Nie, po prostu nie znajdując przyczyny, lekarz przypisał to wszystko problemom psychologicznym. A takich przypadków można przytoczyć wiele. Tak, możliwe jest, że przy ustalaniu choroby należy zwrócić uwagę na więcej szczegółów. Np. z jakim drżeniem pacjent traktuje swoje „choroby”, swój typ osobowości, wychowanie rodziców, liczbę przebytych chorób itp. (jest to już związane z podejściem tego czy innego specjalisty). Ale jak psycholog, psychiatra, neurolog lub astrolog może mu pomóc z całym tym bagażem, jeśli dana osoba jest naprawdę chora, tylko ta choroba nie objawia się wyraźnie, ale jest ukryta lub ma nietypowy charakter. Potem wszyscy nasi panowie płakali, kryteria psychodiagnostyczne i wszelkiego rodzaju hipotezy na temat wystąpienia tej choroby, rzekomo spowodowanej wyżej wymienionymi czynnikami. W tym miejscu pojawia się sformułowanie: „Hmm, on jest hipochondrykiem(*). Pomoc takim ludziom jest bardzo trudna, wręcz niemożliwa. Być może powinieneś wziąć leki przeciwdepresyjne. I z taką rzeczywistością spotkałam się w swojej praktyce. Co się potem dzieje? Być może pojawia się już tutaj wątek, który po prostu owija w hipochondryczny kłębek nieszczęśnika, który zmuszony jest przemieszczać się z jednego gabinetu do drugiego, od psychologa do psychologa, aby ostatecznie rozwiązać swój problem zdrowotny. Ale nie możemy mówić tylko o atakach bólu, ale o życiu jako takim, nie mówiąc już o jego jakości. A kiedy z przebłyskiem nadziei nasz świeżo upieczony hipochondryk przychodzi po poradę do kolejnego lekarza czy psychologa, wówczas pojawia się pytanie nie tylko o kompetencje, ale i o interes własny specjalisty. Co więcej, niektóre osoby mogą dzielić się swoim „łupem” ze swoimi kolegami, wysyłając ich na przykład na masaż, do salonu spa lub do znajomego uzdrowiciela w celu oczyszczenia jelita grubego. Taki scenariusz, nawet po wyzdrowieniu, pozostawi znaczący ślad w życiu pacjenta i to także z zakresu psychosomatyki (*) - tylko jej druga strona, o której wiele osób zapomina. Nie nawołuję do wyłączania rozważań nad wpływem czynników psychicznych na pojawienie się i przebieg chorób somatycznych; chcę zwrócić uwagę czytelników na problem wykraczający poza popularność tego tematu, która wywiera presję na postawienie diagnozy i ustalenie dalsze leczenie.